Daniel chodzi przez świat. Właśnie wrócił z miesięcznej wędrówki przez Kenię, zimą
przeszedł Laponię. Planuje przejść najdłuższy pieszy szlak świata: dwa kontynenty, osiemnaście krajów.
Na tego typu podróże ciało i duch muszą być dobrze przygotowane.
O treningu odwagi, pozytywnym nastawieniu i życiu chwilą opowiada Daniel Korzeniewski.
Marlena Dumin: Wędrujesz przeważnie sam. Wielu ludziom po dłuższym czasie
samotności – szczególnie w ekstremalnych warunkach głowa odmówiłaby
posłuszeństwa.
Daniel Korzeniowski: A moja głowa na wędrówkach jest spokojna i właściwie nie myślę o tym, że idę sam. Tak jest i już. Jeśli ktoś mi towarzyszy to dobrze, ale kiedy nie, to też dobrze.
Naprawdę, nie mam problemu z byciem samemu. Poza tym przecież w drodze spotykam
mnóstwo osób, z którymi mogę porozmawiać, pobyć. Sami zaczepiają. Pytają, dokąd idę
i po co. Przeważnie spotykam przyjaznych i dobrych ludzi.
Dzięki edukacji psychologicznej powoli zaczynamy rozumieć, że od czasu do czasu
wręcz jest wskazane pobyć samemu. Ale ty jesteś sam miesiąc!
Już tak chodzę od piętnastu lat, przyzwyczaiłem się.
Jestem introwertykiem (co może ułatwiać sprawę), ale jednocześnie jestem otwarty
na kontakty i nowe osoby. Nie mam problemów z komunikacją. Lubię ludzi, interesują mnie
ich historie. Ale lubię też być sam i tyle. Na wędrówkach publikuję na moich social
mediach, więc jakby nigdy nie idę sam – moje relacje na Instagramie śledzi
spora grupa odbiorców.
Dzięki edukacji psychologicznej powoli zaczynamy rozumieć, że od czasu do czasu
wręcz jest wskazane pobyć samemu. Ale ty jesteś sam miesiąc!
Już tak chodzę od piętnastu lat, przyzwyczaiłem się.
Jestem introwertykiem (co może ułatwiać sprawę), ale jednocześnie jestem otwarty
na kontakty i nowe osoby. Nie mam problemów z komunikacją. Lubię ludzi, interesują mnie
ich historie. Ale lubię też być sam i tyle. Na wędrówkach publikuję na moich social
mediach, więc jakby nigdy nie idę sam – moje relacje na Instagramie śledzi
spora grupa odbiorców.
Mimo wszystko…
Koncentruję się na zrobieniu trasy. Na przejściu z punktu A do punktu B. Na wyprawie
najważniejsza jest wyprawa, myśli mi nie uciekają.
W momentach ekstremalnego wyczerpania, załamania pogody, gdy wszystko mam mokre,
jestem przemarznięty albo brakuje mi jedzenia przychodzą chwile zwątpienia, żeby zrezygnować, ale trwają bardzo krótko. Gdy dochodzę do granicy wytrzymałości, nie mam siły czy jestem niewyspany są myśli: iść czy nie iść… no idź! Mówię sam do siebie. Znajdź miejsce gdzie się podsuszysz, wykąpiesz, wypierzesz. Odpoczniesz i już! I ruszam dalej.
To ci dopiero sposób.
Sposobem jest koncentracja na tu i teraz.
Moje myśli są tam, gdzie jestem fizycznie, a nie na przykład w mojej codziennej rutynie w
Szwecji, gdzie mieszkam. Wszystko, co dzieje się w moim życiu poza podróżą, wyparowuje mi z głowy. Jeśli pojawi się jakiś nieprzewidziany kłopot, koncentruję się na rozwiązaniu go. Ja sam nie ,,wymyślam’’ problemów, jestem nastawiony pozytywnie.
Ważne jest jedzenie, nocleg, ciepło, sucho i sen. Koncentracja na chwili obecnej daje mi
komfort psychiczny i pozwala czerpać głęboką przyjemność z podróży.
Gdybyś dostał zawału albo niedźwiedź napadłby na twój namiot, co wtedy?
Spokojnie, to żaden problem. Mam przyrząd działający na zasadzie GPS. W razie gdybym
nagle potrzebował pomocy, przyciskiem SOS mogę połączyć się z amerykańską bazą
ratowniczą – oni przekazaliby najbliższym służbom moje współrzędne geograficzne
i w ten sposób prawdopodobnie byłbym uratowany.
Szczerze? Kiedy tracę zasięg telefoniczny to myślę: ale świetnie, nareszcie mam czas
naprawdę dla siebie. Wtedy maksymalnie zajmuję się tym, żeby rozbić sobie superobóz, ugotować jak najlepsze jedzenie, wypocząć. Jak to ja, cieszę się chwilą.
Połowę trasy w Kenii ze względów bezpieczeństwa przeszedłeś z przewodnikiem
Daviem. Nie znaliście się przed startem. Jak szło wam się razem?
Zaskoczyło od razu. Od początku była między nami chemia. David jest świetnym człowiekiem – otwartym, pomocnym, troskliwym ale – co chyba ciekawe – miał więcej strachu niż ja. Nasłuchał się dużo, był dobrze poinformowany, że na naszej trasie zdarzają się porwania. Grupy Asz-Szabab – z somalijskich radykalnych
organizacji terrorystycznych – napadają na turystów, wyłudzają wielkie okupy. Ale nam nic takiego się na szczęście nie przydarzyło.
David, mimo że miał nieodpowiednie buty i przez to mnóstwo bolesnych pęcherzy problemy ze stopami, szedł bez żadnego marudzenia i był fantastycznym przewodnikiem. Jestem mu bardzo wdzięczny.
Między nami nie było ani jednego spięcia. Ja uważnie słuchałem jego, a on mnie. W dzień, kiedy zostałem na trasie sam, było mi trochę dziwnie. Nagle nie miałem się do kogo odezwać. Ale to była kwestia jednego, dwóch dni, żeby przestawić na tryb: od teraz idę sam.
No tak. Laponię – też w skrajnych warunkach atmosferycznych – przeszedłeś sam.
Szwecja to mój kraj, który znam. Przede wszystkim znam język, więc wszędzie mogłem się
dogadać, jedzenie (w przeciwieństwie do Kenii) było łatwo dostępne.
Z przewodnikiem czy bez – codziennie się pakuję i idę w stronę mety. Idąc w pojedynkę, robię nawet więcej kilometrów na dzień. Jestem bardziej zorganizowany, bardziej ostrożny i to jest fajne.
W ekstremalnym mrozie – 32 stopni Celsjusza.
Zawsze powtarzam, że nie ma złej pogody, tylko źle przygotowani ludzie (ja z gruntu
jestem dobrze przygotowany). Mrozy powodowały problem z wodą pitną. Wszystka woda,
którą przygotowałem na pierwsze dni, zamarzła w ciągu doby. Wtedy spadły mi morale,
sam siebie pytałem ,,po co mi to’’ (śmiech). Ale przemyślałem, co z tą wodą zrobić i
znalazłem rozwiązanie.
Ostatecznie wszystko jest kwestią nastawienia psychicznego. Wszystkie niedogodności można przepracować w głowie, a ja – tak uważam – umiem to.
Na pomysł przejścia najdłuższego pieszego szlaku łączącego dwa kontynenty, liczącego
ponad 23.000 km wpadłeś…
po powrocie z Tanzanii, po zdobyciu Kilimandżaro. Od wtedy coś nie daje mi spokoju, coś
mi mówi: wracaj tam. Trasa zaczyna się w RPA w Afryce, a kończy w Madaganie w Azji.
Jest najdłuższym pieszym szlakiem na świecie, nikt jeszcze jej nie przeszedł, pokonanie jej
szacunkowo zajmuje trzy lata.
Wizja tej wędrówki nie wychodziła mi z głowy. Zacząłem się uczyć, czytać, sprawdzać co i jak. Czy to jest w ogóle możliwe i bezpieczne.
Wstępny research wykazał, że zostanę zjedzony, porwany albo zabity. Na chwilę odpuściłem. Ale po jakimś czasie to marzenie wróciło, znowu nie mogłem spać, myślałem: to nie może być niemożliwe. Przecież są ludzie, którzy przejechali tę trasę rowerem, przeszli poszczególne odcinki. Wreszcie napisałem do podróżników, którzy wielokrotnie byli w Azji i Afryce. Tak, jak się spodziewałem, potwierdzili, że zły PR obu kontynentów jest przesadzony. Zdecydowałem, że przejdę ten szlak.
To jest…
Możliwe! Po udanych wyprawach przez Laponię i Kenię ten projekt stał się dla mnie
jeszcze bardziej ekscytujący i realny. Zdobyłem doświadczenie w zimowych warunkach i
w tropikalnym klimacie. Sprawdziłem się. Wiem, że ani Syberia ani kraje afrykańskie nie
będą mi straszne. Wszystkie moje obawy zniknęły. Przekonałem się, że mój organizm, czyli
ciało i umysł dadzą sobie radę.
Polski konsulat w Kenii odradzał pieszą wyprawę przez ten kraj, ze względu na zbyt
duże ryzyko utraty zdrowia, a nawet życia. Skomentowałeś krótko na swoim
fanpejdżu, że: nie boisz się podjąć ryzyka, śmierci też nie.
Dokładnie. Nie boję się śmierci. Właściwie to niczego się nie boję.
Wierzę, że przyciągamy właśnie to, czego się boimy i z tego wynika, że lepiej się nie bać.
Jeżeli potrafisz odsunąć na bok lęk i emanujesz energią pozytywną – tą prosto z serca,
miłością i optymizmem wszystko toczy się dobrze. Wierzę, że tak jest. Strach
ogranicza człowieka – zabiera uśmiech, podwyższa poziom adrenaliny,
zmienia aurę na negatywną. Strach nie jest konstruktywny.
Mówisz, że ta wyprawa stała się twoim życiem, a śmierć jest częścią życia.
Moją filozofią życia jest życie po życiu – teoria, że się odradzamy.
Jest we mnie ciekawość, co jest po śmierci. Czasem miewam takie myśli, że na chwilę chciałbym zajrzeć tam na drugą stronę i wrócić. Ale cóż, nie prowokuję tego (śmiech).
Brak lęku przed śmiercią pozwala mi spokojnie dążyć do celu.
Zrobiło się spirytualnie. Wiem, że należysz do Klubu Miłośników Książki ,,Potęga
Podświadomości’’.
Ta książka pomogła mi zrozumieć, jak działa świadomość i podświadomość. Dzięki niej
wprowadziłem w życie medytacje, pootwierałem swoje czakry, odblokowałem energie,
które przepływają w organizmie. Staram się świadomie kreować moją rzeczywistość.
Pamiętasz moment przełomowy, kiedy powiedziałeś sobie: zbieram się i od teraz
będę robił to, co naprawdę chcę?
Jakoś do dwudziestego siódmego roku życia nie wiedziałem, po co ja żyję. Naprawdę. Nie
widziałem celu. Życie zdawało mi się być ciągiem monotonnych zdarzeń: praca dom, praca
dom.
Znamy to.
… i przełom nastąpił dzięki wędkowaniu. Zamieszkałem w Szwecji, zacząłem wędkować –
to takie klasyczne oderwanie od rzeczywistości. Jeździłem nad jeziora, szukałem coraz
większych zbiorników. Im dalej na północ kraju, tym większe jeziora, większe ryby,
większe szanse na złowienie. W ten sposób odkryłem piękno natury i nabrałem do niej
szacunku. Zachwyciłem się.
Kiedy kolega zaproponował wędrówkę przez norweskie fiordy, nie wahałem się.
Tam nastąpił przełom. Uświadomiłem sobie: świat jest piękny,
niesamowity, różnorodny i zaplanowałem, że zwiedzę Parki Narodowe w Szwecji.
Przeszedłem je raz dwa – wędrowanie wciągnęło mnie na dobre. Poczułem, że to jest
coś dokładnie dla mnie i tak chodzę po świecie już od piętnastu lat.
Jaką rolę podczas wyprawy odgrywa rozsądek?
Jest bardzo ważny. Podpowiada, jak eliminować zagrożenia. Na przykład: co jakiś czas trzeba
zameldować się na komisariatach policji. Powiedzieć o swojej obecności, zamiarach na
trasie, zostawić swoje namiary.
Trzeba bardzo dokładnie analizować bieżącą sytuację, warunki.
Nigdy nie jesteśmy w stanie wszystkiego do końca przewidzieć, więc trzeba być
elastycznym. Przy niewyspaniu automatycznie spada tempo marszu, należy więc rozsądnie
wyliczyć, ile kilometrów uda się przejść.
W Kenii nie poszedłem przez centrum Nairobi. Tam jest kosmiczny chaos, nie da się
chodzić, tym bardziej z wózkiem, więc poszedłem obok, obwodnicą.
Mroźne, zimne powietrze wysusza nos przy oddychaniu, tak samo jak gorące na pustyni. Po
dniu wędrówki w Laponii zauważyłem, że wszystko mi zamarza. Woda zamarza, jedzenie zamarza,
gaz nie odpalał. Musiałem więc szybko zmodyfikować plan: kupiłem dwa dodatkowe
termosy. Gdybym zdecydował, że próbuję iść bez nich, prawdopodobnie bym zamarzł.
Odwaga to cecha, którą się ma albo nie, czy można się jej nauczyć?
Można się nauczyć, to znaczy wypracować ją poprzez konfrontację z tym, czego się
człowiek boi.
Postrzegania niewygody jako przygody też?
Gdy człowiek raz spróbuje wędrownego trybu życia i zacznie się integrować z naturą, staje
się bardziej elastyczny. Z czasem będzie mu łatwiej koncentrować się na tu i teraz.
Jeżeli nie myjesz się przez trzy dni i nareszcie ktoś podaruje ci dziesięć litrów wody –
wyobraź sobie, jakie to szczęście! We wszystkich problemach dobre jest to, że prędzej czy
później rozwiązują się.
Opowiedz o spotkaniach z ludźmi, o momentach wzruszenia.
W Kenii zagapiłem się i poszedłem trzy kilometry w złą stronę, trafiłem do wioski w górach.
Byłem ogromną atrakcją turystyczną: mieszkańcy pierwszy raz widzieli białego, generalnie turyści tam nie docierają. Zatrzymałem się na posiłek, zbiegła się cała wioska, najważniejsze osoby w społeczności, w tym wódz, który osobiście podziękował mi za wizytę i wyraził wdzięczność, że zakupiłem u nich obiad.
Dla nich to było niewiarygodne, że ot tak do nich zawędrowałem. Zadawali dużo pytań.
Myśleli, że Europa płynie mlekiem i miodem. Tego, że musimy zapierdzielać po 8/12
godzin, żeby związać koniec z końcem, nie wiedzieli. W ogóle Kenijczycy byli mi bardzo
życzliwi, chętni do pomocy. Moim zdaniem my tutaj w Europie jesteśmy zamknięci na
drugiego człowieka.
U nas każdy siedzi z nosem w smartfonie, dwa metry od siebie, przechodzi się obojętnie
obok drugiego. W Kenii często obserwowałem, jak ludzie pomagali sobie nawzajem – to
bardzo budujące.
Obserwowałeś też piękno przyrody.
Szedłem, a tu nagle na poboczu stado strusi. Całkowity kosmos. Nie uciekały,
szły sobie spokojnie, dziobały trawkę, a ja miałem przywilej je obserwować. I widoki.
Niesamowicie czerwona ziemia, w tle dzikie żyrafy.
Z zimowej wyprawy zapamiętałem widok: śniegu i szronu po horyzont, wszystko dookoła
białe, to ma ogromny urok. I renifery! Dużo reniferów.. Łosie, lisy, niedźwiedzie.
Daniel, po co ci to całe wędrowanie?
Odkrywam, poszukuję, zwiedzam. Słowem: szukam nowego. To stało się moją pasją, moim
życiem. Żyję od wyprawy do wyprawy.