Rozmowa z Ewą Stankowską wolontariuszką organizacji pomagającym uchodźcom; opiekunką osób starszych i chorych, pracowniczką gabinetu lekarskiego w Berlinie.
Marlena Dumin: Czego człowiek w potrzebie szuka u drugiego człowieka? Ewa Strankowska: Autentycznej uwagi i zauważenia tego, jak trudna jest obecnie jego sytuacja: co go boli, z czym sobie nie radzi. Ludzie w ogóle potrzebują akceptacji i wyrozumiałości. Dużo.
Wyrozumiałości?
Wyrozumiałość to coś innego niż zrozumienie i coś więcej niż akceptacja. Wymaga wyjścia poza siebie
i uznanie tego, że druga osoba ma zupełnie inną perspektywę i – co za tym idzie – inaczej widzi świat. Zaakceptowanie pomimo tego, że ten inny sposób myślenia bywa dla nas niezrozumiały czy nawet problematyczny. Wyrozumiałość jest ważna w sprawach pozornie błahych: na przykład, gdy człowiek jest bardzo głodny i w związku z tym nie może się skoncentrować.
Wyrozumieć to postawić się w skórze innego człowieka. Zaakceptować jego punkt widzenia bez komentowania.
Empatii warto się nauczyć. Naukowcy dowodzą, że empatycznym żyje się łatwiej.
Zdecydowanie tak. Jeśli człowiek z empatią patrzy na świat, jest spokojniejszy. Wynika to z tego, że – na przykład – decyzje innych ludzi, które są dla ciebie niezrozumiale lub po prostu głupie – nie wzbudzają w tobie negatywnych emocji, bo – dzięki empatii – rozumiesz, że każdy człowiek ma prawo odczuwać i podchodzić do spraw zupełnie inaczej niż ty i to jest w porządku.
To bardzo zachęcające skutki! Trenujmy więc empatię.
Idealny jej wzorzec to taki, który uodparnia nas na stany psychiczne innych ludzi. Znaczy: empatię należy dobrze stosować. Weźmy za przykład opiekę nad osobą śmiertelnie chorą: nie będę siedzieć i płakać nad nią cały miesiąc bez przerw, lecz zrobię dla niej tyle, ile mogę i na ile mam siłę.
Daj jakąś podpowiedź, jak się tego nauczyć i gdzie praktykować?
Wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie. Nierzadko okazuje się, że samotna sąsiadka ucieszy się z drobnej pomocy – to może być na przykład zrobienie zakupów od czasu do czasu. Lub coś jeszcze prostszego: otworzyć i przytrzymać drzwi komuś, kto wnosi rower. Okazji jest mnóstwo – zauważajmy je.
Brzmi prosto i zdaje się, ze nie trzeba przenosić gór ani zbawiać całego świata.
W wielu przypadkach wystarczy po prostu być: wysłuchać, przytulić, spojrzeć w oczy, potrzymać za rękę. Powiedzieć: rozumiem, masz prawo do odczuwania na swój sposób, ja tego nie oceniam.
Czy człowiekowi świadomemu – który wie i ma wytrenowana empatię – zawsze udaje się w ten łagodny, przedstawiony przez Ciebie sposób, reagować?
Z doświadczenia wiem, że niestety nie. W swojej pracy świadomie – zawsze – chciałabym postępować zgodnie z powyższym. Ale nie zawsze to się udaje.
No właśnie. Porozmawiajmy o granicach.
To zaczyna się wtedy, gdy osoba dająca wsparcie psychiczne czy niosąca realną pomoc niemal całkowicie przestaje myśleć o sobie i swoich potrzebach: bezpieczeństwa, dobrego samopoczucia i tak dalej.
Czy moment wyczerpania fizycznego lub emocjonalnego to najwyższy czas, by powiedzieć stop?
Mówić głośno o swoich potrzebach i uczuciach. Pamiętać o własnym odpoczynku fizycznym i psychicznym.
W zawodach medycznych ta cecha jest, bądź powinna być na najwyższym poziomie.
Ale to nie jest reguła. Nie każdy chce się angażować. Ale zostawmy innych. Ja chcę. Ja się staram, a i mnie przydarzają się kryzysy. Nie raz, nie piętnaście, ciężar bólu, cierpienia i smutku mnie przerasta, bo pracuję z ludźmi, którzy są w sytuacjach, z których – naprawdę – nie ma dobrego wyjścia.
Jak się z tego otrząsasz?
To zawsze jest proces. Najpierw muszę wyrzucić z siebie złość. Później zajmuję się czymś przyjemnym: ruch, sport, taniec, muzyka. Wyjeżdżam z miasta, kiedy tylko mogę – to pozwala mi nabrać dystansu.
Czyli należy być empatycznym też dla samego siebie.
Zdarzają się ludzie, którzy robią wszystko dla świata, dla innych. Niosą pomoc, są na tak zwane każde zawołanie. Stają na głowie by pomoc, ulżyć, pocieszyć, nie dbając w tym wszystkim nic dla siebie! To absurd. Bardzo polecam traktować siebie samego tak, jak traktuje się przyjaciela. Dla osób, którym przyjemność nie przychodzi łatwo, nie jest to prosty ani szybki proces, ale warto. Warto patrzeć na siebie przychylnym okiem. Akceptować swoje wady i zalety, jasne i ciemne strony. Przyjąć regułę: aby kochać innych ludzi, dobrze jest najpierw kochać siebie. To zdanie wytrych, ale podpisuję się pod nim.
Biblijne kochaj bliźniego swego jak siebie samego.
Warto żyć zgodnie z nim i zgodnie z jego modyfikacją: dbaj o siebie samego tak, jak dbasz o bliźniego.