Jesteśmy w XXI wieku, w Rzymie – mieście, w którym nic nie dziwi. Jest ogólne przyzwolenie na inność
i życie wedle własnych standardów.
Nic nikomu do tego, jakie one są.
Jesteśmy w Europie, gdzie – wiele na to wskazuje – dawno nastąpił odwrót od tradycji i religii, powinności i schematów. Teoretycznie, nikt nie powinien czuć się niewolnikiem przodków.
A jednak.
Dobre romantyczne związki
nie zależą od choinek ubieranych na święta. Potrzeba spoideł idących o wiele dalej. Te, w związku Gabi
i Vivana, były od początku: – Byliśmy pewni, że między nami jest miłość. Świadomie zdecydowaliśmy się budować stabilny i wspierający związek. Nasza relacja szybko wskoczyła na wysoki poziom intelektualno-emocjonalny i jakoś – tak to nazwijmy – negatywne aspekty kultury hinduskiej, z której wywodzi się mój mąż, długo nie dawały o sobie znać – mówi Gabi – Oboje uważamy się za obywateli świata. On mieszkał dziesięć lat w Londynie, prowadzi międzynarodowy biznes, ja wiele lat temu wyemigrowałam z Poznania do Rzymu. Oboje jesteśmy open-minded, rozumiemy, że ludzie są różni, jest w nas ciekawość i otwartość na innego.
Poznaliśmy się w pracy. Zaczęliśmy się spotykać i szybko okazało się , że i ja i on jesteśmy gotowi na poważny związek. Na początku nawet nie zwróciłam na to uwagi, że on nosi turban, to znaczy: nie zarejestrowałam faktu, że on jest hindusem. Od początku świetnie się rozumieliśmy, żyliśmy według podobnych wartości. Bardzo dużo rozmawialiśmy, a mnie rozmowy zajmują bardziej niż wygląd, czy elementy wyglądu człowieka.
Jednak schody
zaczęły się, gdy zaszłam w ciążę. Pierwszą reakcją mojego męża były słowa: jak najszybciej musimy się pobrać. Sparaliżowało go. Stabilny emocjonalnie mężczyzna o szerokim horyzoncie posypał się i na miesiąc zawisł na telefonie ze swoją siostrą. Ta, choć sama sama sprawiała wrażenie rozsądnej osoby
o równie szerokich horyzontach – panikowała razem z nim, że jak to powiedzą rodzicom, że matka dostanie zawału, że właśnie dzieje się najgorszy z możliwych scenariuszy i tak dalej.
W rozmowach ze mną cieszył się na dziecko i ja cały czas czułam, że między nami jest miłość i właściwie wszystko jest tak, jak należy, gdyby nie to – Chryste, jak to brzmi – że Vivan jest Hindusem. Jego rodzicom powiedzieliśmy po dwóch miesiącach.
Zareagowali podobnie: zero radości, nic, tylko: musicie wziąć ślub. Teraz, jak o tym opowiadam, mam wrażenie, że mówię o jakimś filmie, a nie o sobie i swoim małżeństwie.
Po rozmowie z nimi zdałam sobie sprawę, że naprawdę, albo wychodzę za mąż albo stracę ojca mojego dziecka. Nie było możliwości pomiędzy i wynikiem tego był stan ,,zamroczenia’’ mojego męża.
Podwójna moralność
nie ma nic wspólnego z krajem pochodzenia. Skłonności do hipokryzji nie determinuje miejsce narodzin przodków, a podwójne standardy postępowania nie są skutkiem przynależności do danego kręgu kulturowego.
Gabi, zgadzając się z powyższym, mówi: – Kultura hinduska w wielu sprawach opiera się na podwójnej moralności: z wierzchu prowadzi się życie według przykazań rodzinno- kulturowych,
a w rzeczywistości hulaj dusza.
Przykład: kuzynkę męża (trzydziestoletnią!) na zagranicznym stypendium odwiedzili rodzice.
W jednopokojowym mieszkaniu. Na trzy miesiące. Wyobrażacie sobie?! Ona tego nie chciała, ale nie mogła powiedzieć nie.
Matka Vivana zrobiła to samo, kiedy on studiował w Londynie . Przez kilka miesięcy łaziła za nim krok
w krok. Ale to jeszcze nic.
Inna kuzynka krótko po osiemnastce zaszła w ciążę. Matka zaprowadziła ją do lekarza i namówiła na aborcję, a po fakcie dokonanym zrobiła z tego rodzinną tajemnicę. Tabu. Bo, rozumiecie,
w kulturze hinduskiej nie ma aborcji. Nie ma. Czyli jeszcze raz: z jednej strony jesteśmy światowymi ludźmi, majętnymi, dobrze wykształconymi, cechuje nas otwartość umysłu i zdolność do refleksji, mamy bardzo zachodnie cele. Z drugiej strony jednak topimy się w schematach narzuconych przez rodziców
i kulturę. Znacie to powiedzenie, że chicagowska Polonia jest bardziej ,,polska’’ niż Polacy? Właśnie w taki sposób hinduska w Rzymie jest matka mojego męża.
Teściowa
to kobieta, która nie chce źle, ale jej perspektywa była (wtedy konkretnie na mnie i na mój rosnący brzuch) i jest bardzo ograniczona. Jest ciąża, ślub musi być i koniec.
Ślub nie byle jaki, a dokładnie taki, jak ona sobie wymarzyła. Sukienkę wybrała ona, goście byli jej, nawet sposób upięcia moich włosów wymyśliła też ona.
Tato mojego męża – o czym dowiedzieliśmy się dopiero po fakcie – był mocno po naszej stronie i nie popierał urządzania aż takiej szopki.
Krótko opowiem jego historię: jako kawaler robił interesy między New Dheli, Niemcami i USA (znowu motyw człowieka światowego) aż pewnego dnia zadzwoniła do niego matka i oznajmiła, że jeśli on wkrótce się nie ożeni, to ona wkrótce umrze. Z takimi zapowiedziami w kulturze hinduskiej nie ma żartów. Szybko wrócił do Indii i wybrał żonę – wesele wyprawiono na siedemset osób. Rozumiecie? Ot, historia teścia, żebyście wiedzieli, jak to z dziada pradziada w rodzinie było.
Mój mąż w tym wszystkim próbował mnie chronić, ale nie przynosiło to skutków. W rozmowach (lepiej pasuje słowo: pertraktacjach) on bardzo starał się bronić mojego zdania, ale bezskutecznie. Wydaje mi się, że bardzo mocno działało na niego wpajane mu od dziecka przekonanie, że właśnie zrobił coś bardzo złego. Dziecko bez ślubu jest zakazane. Nie może tak być. I kropka.
Poza tym on twierdzi, że jego rodzina i tak żyje hiperliberalnie (śmiech) a on – bez komentarzy z ich strony – może na przykład: golić brodę, obcinać włosy, nie chodzić do świątyni i łaskawie przymykano oko, kiedy ja mieszkałam u niego bez ślubu.
Wybory
czasami są dziwne, czasem bezsensowne, ale – zawsze – nieuniknione.
Gabi o swoim: – Przymuszono mnie do ślubu. To jest fakt, który do dzisiaj, jak o tym myślę, otwiera mi nóż w kieszeni. Wiem, można mówić, że powinnam do tego nie dopuścić, że powinnam się na ten ślub nie zgodzić… Nie chcę, żeby zabrzmiało to patetycznie, ale ja po prostu wiedziałam, że to robię dla wyższego celu. Wytłumaczyłam sobie tak: niektórzy ludzie (tu mowa o mojej teściowej) są w pewien sposób ograniczeni, potrzebują uporządkowanego świata. Plus, idą ślepo za zasadą: robimy tak i tak, bo od zawsze tak robiono. Zwyczaje kulturowe – nawet, jeśli bezsensowne – świat porządkują.
Otwarty umysł – taki jak mój – to życie w ciągłym chaosie i wątpliwościach.
Ja, co do tego, że chcę być z moim mężem i założyć z nim rodzinę – nie miałam żadnych. Dlatego.